poniedziałek, 14 stycznia 2019

Czekając na ciebie (Bleach, oneshot)

To nie jest nowe opowiadanie. Jedynie robię porządek na głównym blogu.

Pisałam to przy piosence Marii Olafsdottir - Lítil Skref (oryginalna wersja piosenki Unbroken). 
Poproszę o opinie i zapraszam do czytania :)

Pairing: Grimmjow x Ichigo (Bleach)
Gatunek: angst
Ostrzeżenia: depresja (przysięgam, że wszystko się kończy dobrze i nikt nie ginie)

Nie uśmiechasz się. Tak dawno tego nie robiłeś, że byłoby to dla ciebie wręcz nienaturalne, choć głupota Keigo sama się o to prosi, gdy chłopak nieudolnie próbuje poderwać dziewczynę stojącą przy barze. Jeśli masz być szczery, to nawet nie jest ładna, ale Keigo najwyraźniej wypił już tyle, że nie przeszkadzają mu jej krzywe zęby, małe oczy i odstające uszy. Nie jesteś płytki, w każdym potrafisz dostrzec coś pięknego, ale nie wyobrażasz sobie życia z kimś, kto nie pociąga cię fizycznie. I mimo że zdajesz sobie z tego sprawę, czujesz się z tym źle. Siedzisz więc cicho zakładając rudy kosmyk włosów za ucho i obserwujesz całą sytuację, myśląc o swoim niedokończonym projekcie na jutro. Jesteś studentem medycyny, nie masz prawie czasu na własne życie, ale Keigo był zły na ciebie przez dwa tygodnie twierdząc, że olewasz swoich przyjaciół, więc dałeś dziś za wygraną. A nawet nie lubisz imprez. Ani ludzi.
Inoue próbuje cię wciągnąć w rozmowę, ale odpowiadasz jej jedynie niepełnymi zdaniami dając tym samym do zrozumienia, że wcale nie jesteś zainteresowany. Jesteś świadomy, że podobasz się Inoue i troszczy się o ciebie od czasów liceum, lecz nie masz serca jej powiedzieć, że marnuje swój czas. Nie interesują cię kobiety. Nigdy nie interesowały, choć doceniasz ich piękno. Wolisz solidne, umięśnione i smukłe męskie ciało. Orihime odwraca się w końcu od ciebie i skupia swoją uwagę na Ichidzie. To dobrze, myślisz. Lepiej dla niej. Nie powinna marnować swojego życia na ciebie. Nie jesteś przecież tego wart.
Sprawdzasz godzinę na swoim telefonie i stwierdzasz, że już czas na ciebie. Musisz przecież dokończyć projekt. Znów nie będziesz spać całą noc. Żegnasz się ze wszystkimi i nakładasz swoją kurtkę. Sprawdzasz, czy na pewno masz przy sobie klucze i portfel, a następnie wychodzisz z głośnego klubu w cichą noc. Dobrze, że twoi przyjaciele chcieli dla odmiany spotkać się koło twojego akademika, a nie w centrum miasta. Nie miałbyś wtedy ochoty na tułanie się po mieście komunikacją miejską z pijanymi ludźmi. Tacy wkurwiają cię najbardziej.
Docierasz do akademika, pokazujesz ochroniarzowi swoją legitymację i jedziesz windą na czwarte piętro. Normalnie wszedłbyś po schodach, ale nie masz na to siły. Jesteś zmęczony i to bardzo. Wchodzisz do swojego pokoju z zrzucasz buty ze stóp. Twój telefon wibruje, więc sprawdzasz, czy to nie jest coś ważnego. I jest. Termin oddania projektu został przesunięty na następny tydzień. Czujesz ulgę, ale też narastający smutek. Jesteś nieszczęśliwy.
Rzucasz się w ubraniu na łóżko i zamykasz oczy. Zanim zasypiasz, w twoim umyśle pojawia się myśl, że rano ma wprowadzić się twój nowy współlokator.

Budzi cię głośne pukanie do drzwi. Czujesz się źle, jakbyś miał zaraz wyrzygać zawartość żołądka i zemdleć, ale wstajesz z łóżka i idziesz otworzyć. Nie jesteś gotowy na to, co za nimi widzisz, bowiem stajesz twarzą w twarz z definicją swojego ideału. Bóg chyba cię nie kocha. Może za to, że w niego nie wierzysz.
– Grimmjow Jeagerjaquez – ideał przedstawia się, wyciągając do ciebie rękę. – Mam tu mieszkać od dziś.
Grimmjow jest wyższy od ciebie o około 10 centymetrów, ale nie jesteś wcale niski. Jest umięśniony, choć nie widać wszystkiego pod luźną koszulką, i wysportowany. Ma również parę niesamowitych niebieskich oczu i śniadą cerę. Jest przystojny. I najwyraźniej ekscentryczny o czym świadczą jego błękitne, krótkie włosy z czarnymi odrostami, idealne ułożone na głowie. Wyglądają na miękkie i chciałbyś się o tym przekonać, wsuwając w nie swoje ręce.
– Ichigo Kurosaki – niemal szepczesz, nie patrząc mu w oczy i chwytając niepewnie jego rękę.
On – wyglądający świeżo i dobrze w każdym calu i ty – niezbyt atrakcyjny osobnik w niedzisiejszych ciuchach. Chcesz się gdzieś schować i nie wychodzić do wiosny. Zamiast tego oferujesz pomoc w przeniesieniu rzeczy, które Grimmjow ze sobą przyniósł. Zgadza się. I tak nie ma tego dużo – jedynie trzy średnie torby i kilka kartonowych pudeł. Przez cały czas nie możesz oprzeć się wrażeniu, ze przy nim wyglądasz po prostu jak ziemniak. Zresztą pewnie i tak na ciebie nie spojrzy – nie wygląda na homoseksualistę. Tak, wiesz że ludzie nie mają napisane tego na czole.
Po dwóch godzinach kończycie, a ty i Grimmjow musicie iść na zajęcia. Wychodzi pierwszy, musi jeszcze odebrać klucze do swojego nowego pokoju, a ty chcesz upewnić się, że nic z twoich osobistych, prywatnych rzecz nie leży na wierzchu. Sprawdzasz więc czy wszystko bezpiecznie leży w pudełku pod łóżkiem i idziesz na zajęcia. Dowiadujesz się, że nie było żadnego przesunięcia terminu i projekt był na dzisiaj. Chcesz rzucić się pod pociąg i płakać. Ale niekoniecznie w tej kolejności.

Po całym dniu zajęć wracasz do pokoju z jeszcze większą depresją niż miałeś wczoraj i pudełkiem pizzy. Gdzieś usłyszałeś, że jedzenie przełamuje bariery i nie chcesz, by twój nowy współlokator od początku widział, że jesteś dziwny. Grimmjow leży na swoim łóżku i czyta jakąś książkę. Proponujesz mu kawałek pizzy, którą stawiasz na biurku.
– Proszę, powiedz że nie ma na niej ananasa – mówi żartobliwie podnosząc się do siadu.
Nie, nie ma. Osobiście nie masz nic przeciwko hawajskiej pizzy, ale należy również do twoich ulubionych. Grimmjow bierze kawałek i zaczynacie przyjacielską, niezobowiązującą rozmowę. Jeszcze potrafisz takie prowadzić. Dowiadujesz się, że studiuje fizjoterapię i w wolnych chwilach ćwiczy na siłowni. Przez twoją głowę przelatuje myśl, że może jest tacy jak inni – mięśniak bez mózgu – lecz potem wymienia tak szeroką gamę innych zainteresowań, że czujesz się przy nim nieciekawy. Nudny.
Gdy kończy swój monolog, rewanżujesz mu się tym samym, opowiadając co nieco o sobie. O tym, że studiujesz medycynę, trenujesz karate i rysujesz. Nie musi wiedzieć nic więcej o tobie. Za dwa lata już go nie zobaczysz.
Rozmawiacie potem jeszcze trochę, lecz robi się późno i idziesz się myć. Twoje włosy zrobiły się za długie, sięgają powoli za kark, ale nie chcesz ich obcinać. Dają ci pewien komfort, zresztą twoja mama je uwielbiała. Ty niestety ciągle próbujesz je zaakceptować.
Wychodzisz z łazienki i kładziesz się w swoim łóżku, pierwszy raz od dawna przed północą. Zasypiając masz nadzieję, że nie przyśni ci się żaden koszmar.

Przez pierwszy tydzień wszystko jest dobrze. Poznajesz bliżej Grimmjowa, który okazuje się przyjaznym człowiekiem, choć trochę gruboskórnym. Lubi żartować, mówić rzeczy wprost i chodzić bez koszulki. Nie masz zamiaru na to narzekać. Przyznajesz sam przed sobą, lubisz go. Bardzo. Jednak jesteś pewien, że nikt nie chciałby kogoś takiego jak ty. Kogoś z depresją.
W piątek idziesz na wizytę do swojego psychologa, do którego chodzisz od początku studiów. Urahara zawsze cię słucha i próbuje podbudować twoją samoocenę, lecz masz wrażenie, że twój umysł się przed tym zaciekle broni pomimo pomocy, jaką dostajesz. Lubisz i ufasz Uraharze, dlatego mówisz mu o Grimmjowie.
– Powinieneś spróbować – odpowiada ci. – Nie możesz całe życie uciekać przed ludźmi.
Masz na ten temat inną opinię. Ostatni raz, gdy powiedziałeś komuś o twojej orientacji, skończyło się to źle – podbitym okiem i ogoloną głową. Nie masz ochoty na powtórkę i jesteś całkowicie pewien, że jesteś w stanie uciekać.
Tej nocy budzisz się spocony i roztrzęsiony. Miałeś koszmar. Owijasz się ciaśniej kołdrą i zerkasz na łóżko Grimmjowa, który śpi jak zabity. Czujesz się przybity i samotny. Bierzesz głęboki oddech i starasz się zasnąć, lecz sen wcale nie przychodzi. Rankiem masz wrażenie jakbyś dostał czymś ciężkim w głowę i nie czujesz się na siłach, by iść na wykłady. Nie czujesz się na siłach, by robić cokolwiek. Musisz jednak oddać projekt, którego nie zdążyłeś zrobić wcześniej, więc motywujesz się do wyjścia. Jeagerjaquez nadal śpi, gdy zamykasz za sobą drzwi.
Dzień mija ci całkiem przyjemnie, co jest miłą odmianą. Zdajesz projekt na wysoką ocenę, a wykłady i laboratoria mijają szybko. Uważasz, że zasługujesz na coś dobrego, więc idziesz do sklepu. Jedzenie zawsze było twoją drugą miłością. Na pierwszym miejscu zawsze były twoje siostry. Zastanawiasz się między jogurtem pitnym a mlekiem smakowym, gdy ktoś cię woła. Odwracasz się i otwierasz szeroko oczy z przerażenia. Masz jedynie nadzieję, że nie widać tego na twojej twarzy.
– Kurosaki, dawno cię nie widziałem – mówi brązowowłosy chłopak nieco niższy od ciebie. Kojarzysz go. Jakżebyś nie mógł. Zniszczył ci życie w ostatniej klasie liceum. – Co tam u ciebie? Studiujesz?
– Medycynę – odpowiadasz krótko, ale zaczynasz powoli się cofać.
– Nie sądziłem, że przyjmują tam homo. Wiesz, nie każdy chciałby dać cię dotykać lekarzowi, który jest gejem.
Czujesz złość i jednocześnie rozbawienie, bo nie widzisz w jego słowach żadnej logiki. Masz ochotę mu przywalić, ale obiecałeś swojej mamie, że nigdy więcej nie będziesz wdawał się w bójki. Zamiast tego pokazujesz mu środkowy palec i uciekasz w stronę kas. Nie chcesz wracać do przeszłości.
Gdy przychodzisz do pokoju, Grimmjowa ciągle nie ma. Spotkanie z tamtym chłopakiem powoduje, że przypominasz sobie rzeczy, o których usilnie chciałeś zapomnieć. Ręce zaczynają ci drżeć, a ty pogrążasz się w nienawiści do samego siebie. Wyciągasz spod łóżka małe pudełko i idziesz do łazienki. Tym razem długo wytrzymałeś, prawie miesiąc. Wyjmujesz żyletkę i dezynfekujesz ją wodą utlenioną. Mimo wszystko jesteś przyszłym doktorem. Podwijasz rękaw odsłaniając przedramię, na którym są ślady po cięciach. Stare są już jasne i wyblakłe, a nowe sine. Nie chcą już bladnąć tak szybko jak dwa lata temu. Przykładasz żyletkę, zaciskasz zęby i przejeżdżasz po skórze. Krew zaczyna cieknąć po nadgarstku i kapać do zlewu, a ty czyścisz kawałek metalu i wkładasz go z powrotem do pudełka.
– Mogę wejść? – słyszysz pukanie do drzwi. Nawet nie wiesz, kiedy wrócił Grimmjow. – Chcę jedynie coś wziąć.
– Nie! – odpowiadasz szybko w panice i zakrywasz szybko rękawem swoją rękę.
– Daj spokój, nie masz niczego, czego bym nie widział.
Nie zamknąłeś na klucz drzwi do łazienki i teraz tego żałujesz. Wzrok Grimmjowa pada na zlew, którego nie zdążyłeś zmyć, a potem na twój jasny, przesiąknięty krwią rękaw.
– Boże, Kurosaki – szepcze i każe ci pokazać ręce.
Kręcisz głową. Nie chcesz, żeby wdział jaki słaby psychicznie jesteś. Grimmjow fuka na ciebie wściekle i łapie za twoje przedramię. Nie chcesz widzieć jego miny, więc odwracasz głowę patrząc uparcie na jasne kafelki łazienki. Mężczyzna odkaża twoją ranę i przykleja na nią plaster, ale nadal nie puszcza twojej dłoni. Pyta cię, czemu to robisz, ale ty uparcie milczysz. Twoje powody są przecież żałosne, ale nigdy nie robiłeś tego dla uwagi. Nikt nie wie, a raczej nie wiedział, do tej pory. Czujesz, jak jego zimne palce wodzą po bliznach. Łaskocze cię to, więc wyrywasz rękę i dziękujesz. W tym momencie Grimmjow cię zaskakuje, bo nie zabiera ci pudełka i nie mówi, że masz przestać się okaleczać. Zamiast tego proponuje ci wspólne oglądanie Netflixa. Ponoć jest serial, który bardzo chce obejrzeć, ale nie miał na niego ostatnio czasu. Jeśli myślałeś, że nie możesz zakochać się w Jeagerjaquezie bardziej, to byłeś w błędzie.
Po dwóch odcinkach zasypiasz na nie swoim łóżku w objęciach silnych ramion i bijącego od nich ciepła.

Od tego czasu zaczynasz postrzegać Grimmjowa jak przyjaciela. Nawet zabierasz go na wspólne spotkania z Sado, Orichime, Tatsuki i Ishidą. Twoi przyjaciele nie mają nic przeciwko, lubią go. Może dlatego siedzisz w sobotni wieczór u Sado w domu grając w karty z całą piątką. Idzie ci przeciętnie, więc gdy w końcu przegrywasz masz nareszcie chwilę, by iść do toalety. Przyglądasz się swojemu odbiciu w lustrze i wykrzywiasz usta na widok ciemnych sińców pod oczami i niezdrowo bladej cery. Już dawno nie wyglądałeś tak źle. Po opróżnieniu pęcherza myjesz ręce i wracasz do przyjaciół. Widzisz jedynie dziewczyny męczące Ishidę, ale niegdzie nie ma śladu Grimmjowa i Sado, ale otwarte drzwi balkonowe sugerują, gdzie mogą być. Chcesz do nich iść, ale zanim masz szansę wykonać swoje „wejście smoka”, słyszysz swoje imię. Jeagerjaquez pyta Sado czy zawsze taki byłeś. Cichy, zamknięty w sobie, niepewny. Sado przeczy.
– Miał temperament. Potrafił świetnie walczyć i stawał w obronie innych. Lubił wszystkim pomagać. Nawet nie musiał cię dobrze znać, żeby mieć do tego powód. Nie potrafił usiedzieć na miejscu i często potrafił się sprzeczać z innymi.
Pierwszy raz słyszysz, by Sado powiedział tyle słów w jednym zdaniu. Zawsze jest cichy i skryty. Najwyraźniej to nie jest koniec, bo Grimmjow zadaje oczywiste pytanie – co się zmieniło.
– Chodziliśmy razem do gimnazjum i liceum, lecz pod koniec drugiej klasy Ichigo musiał się przenieść. Spotkaliśmy go ponownie na studiach, ale się zmienił.
Grimmjow nie pyta już o nic więcej. Odwraca się i widzi ciebie, a ty posyłasz mu smutny uśmiech. Dopiero teraz zdajesz sobie sprawę, jak bardzo się zmieniłeś. Szczerze, to tęsknisz za swoim bardziej otwartym ja, ale nie ważne jak się starasz, ono nie chce wrócić. Jest za to niepewny, wiecznie smutny Ichigo.
Siedzicie jeszcze trochę, kończąc ostatnią partię kart, gdy stwierdzasz, że na ciebie już czas. Wolisz wrócić do swojego pokoju i się wyspać. Grimmjow idzie z tobą, rzadko kiedy zostawia cię samego, jakby chciał ci powiedzieć, że masz w nim oparcie. Przyglądasz się mu uważnie, zastanawiając się jaki ma w tym cel, a on odwraca głowę i uśmiecha się szeroko.
– Podoba ci się co widzisz?
– Bardzo – odpowiadasz automatycznie, nie zastanawiając się nad tym, co mówisz.
Gdy dociera do ciebie co powiedziałeś, zerkasz niepewnie na Grimmjowa, który pokazuje teraz w zniewalającym uśmiechu białe zęby. Tak, bardzo podoba ci się co widzisz. Wszystko w nim jest ładne, od profilu po niesforne, niebieskie włosy opadające mu teraz na czoło. Lubisz jego bezguście muzyczne, głupie żarty i świetnie pasujące ciuchy. Zdajesz sobie sprawę, że wpadłeś i to głęboko.
Starając się odwrócić uwagę Grimmjowa, pytasz się go, czy chce wiedzieć więcej niż to, co powiedział mu Sado. Gdy kiwa twierdząco głową, zaczynasz opowiadać.
Mówisz mu, że byłeś prześladowany z powodu koloru włosów i to właśnie twoja mam pomogła ci je zaakceptować w pewnym stopniu, choć nadal ci się nie podobają. Mówisz jak zmarła, gdy byłeś w liceum i jak musieliście się przeprowadzić z rodziną. Mówisz o tym, to wtedy czułeś i jak się załamałeś. I że w ostatniej klasie liceum w nowej szkole prześladowania znowu się zaczęły, ale nie wspominasz powodu. Wolisz zachować go dla siebie. Pyta ciebie jak do tego doszło, przecież jesteś silny. Wzruszasz jedynie ramionami i zbywasz to śmiechem. Gdy jesteś w pokoju gotowy do spania i kładziesz się na łóżku, wydaje ci się, że słyszysz: „Masz piękne włosy.” Chcesz, by to była prawda.

Zdajesz semestr, choć kosztowało cię to wiele cierpliwości i zdrowia. Mimo to jesteś niezmiernie szczęśliwy. Możesz w końcu wrócić do domu, do ojca i sióstr. Wszyscy twoi przyjaciele i Grimmjow również wracają na wiosenną przerwę, więc nie miałbyś sam co robić. Pakujesz najpotrzebniejsze rzeczy do torby i żegnasz się z Jeagerjaquezem, który zatrzymuje cię, żądając całkowicie poważnie porządnego pożegnania. Obejmujesz go luźno ramionami, a on zamyka cię w niedźwiedzim uścisku, każąc na siebie uważać. Czujesz, że robisz się czerwony na twarzy, więc wyplątujesz się z jego rąk, zabierasz torbę i uciekasz z pokoju zanim zdążysz powiedzieć lub zrobić coś niestosownego. Słyszysz odprowadzający cię do windy śmiech Grimmjowa.
Podróż do domu jest krótka. Trzy stacje pociągiem i jesteś na miejscu. Na peronie czeka na ciebie Karin. Urosła trochę od ostatniego czasu, kiedy ją widziałeś. Kładziesz jej rękę na głowie i niszczysz fryzurę, a ona kopie cię w łydkę. Bardzo ci jej brakowało.
Spędzasz ze swoją rodziną cały tydzień. Ojciec jak zwykle jest nadpobudliwy i dokucza ci na każdym kroku, ale kuchnia Yuzu stanowczo ci to wynagradza. Piątego dnia pobytu postanawiasz zrobić porządek w swoim pokoju i wywalasz wszystko na jego środek, chowając to co chcesz zatrzymać z powrotem do szaf, a wywalając do worka niepotrzebne rzeczy. Jest już prawie pora kolacji, gdy twój ojciec przychodzi do ciebie i postanawia ci pomóc. Doceniasz to, lecz masz wrażenie, że będzie bardziej przeszkadzał. Za późno zdajesz sobie sprawę, co może znajdować się w kupce śmieci, którą właśnie przegląda, gdy wyciąga z niej stare czasopismo, na którego okładce jest półnagi, umięśniony mężczyzna. Robi ci się gorąco widząc, jak tata przegląda gazetę i patrzy na ciebie z twarzą bez wyrazu. Zaczynasz jąkać się, próbując jakoś z tego wytłumaczyć, wykręcić, ale słowa najwyraźniej nie chcą układać się w całe zdania.
– Tak podejrzewałem – Isshin podchodzi do ciebie, wyrzucając po drodze gazetę o worka. – Przepraszam.
Otwierasz szeroko oczy ze zdziwienia, nie wiedząc za co cię przeprasza. Przecież to ty powinieneś, ty go zawiodłeś.
– Najwyraźniej dałem mojemu synowi powód, by mi nie ufał – kładzie ci rękę na ramieniu.
Nie pamiętasz ostatniego razu, kiedy tak płakałeś. Czujesz ulgę i przyznajesz, obawianie się reakcji rodziny było głupie. Kochają cię, dobrze o tym wiesz. Zawsze wiedziałeś.
– To kiedy przedstawisz mi mojego przyszłego zięcia? – Isshin rzuca żartobliwie, gdy już się uspokajasz. – Zawsze myślałem, że będę musiał bronić cnót twoich sióstr. Nigdy bym nie pomyślał, że muszę się zatroszczyć też o twoje tyły.
Nie, cofasz swoje zdanie. Wolałeś, gdy ojciec nie wiedział.

Nadchodzi kolejny semestr, a ty wracasz w dobrym nastroju, mniej zestresowany. Naprzeciwko twojego pokoju wprowadza się ktoś nowy, lecz nie bardzo cię to interesuje. Najwyraźniej powinno, bo okazuje się, że to ten sam chłopak, którego spotkałeś kilkanaście tygodni wcześniej w sklepie. Wiedziałeś, że jego obecność w okolicy twojej uczelni była zbyt podejrzana. Najwyraźniej też tu studiuje. Wita się z tobą z fałszywą uprzejmością, a ty wiesz, że jesteś skończony. Drzwi za tobą się otwierają i wychodzi z nich Grimmjow, ziewając potężnie. Uśmiecha się szeroko na twój widok i wita się z nową osobą. Zaczynają ze sobą rozmawiać, a ty modlisz się, żeby ten chory idiota siedział cicho. Twoje modły nie zostają wysłuchane, gdy chłopak pyta Grimmjowa czy nie boi się z tobą mieszkać.
– Czemu miałbym się bać? – pyta z niezrozumieniem Grimmjow.
– Stary, ja bym się bał mieszkać z pedałem.
Coś w tobie pęka i uderzasz chłopaka z całej siły w twarz tak, że słychać trzask i jęk, a potem podejmujesz najgłupszą decyzję, jaką kiedykolwiek mogłeś – uciekasz do pokoju, do łazienki. Zamykasz za sobą drzwi i zaczynasz hiperwentylować, oddychając ciężko. Wszystko przecież szło dobrze, myślisz, próbując uspokoić swój oddech. Słychać stanowcze pukanie, dobrze wiesz kto to jest.
– Kurosaki, wyjdź.
Nie odpowiadasz.
– Kurosaki, błagam.
Nie chcesz stanąć z Grimmjowem twarzą w twarz.
– Ichigo, jeśli zrobisz coś głupiego, zrobię to samo.
Zaczynasz się wahać. Dobrze wiesz, że stać go na coś takiego. Już nie jeden raz udowodnił jak bardzo potrafi być uparty. Otwierasz więc drzwi i siadasz na brzegu wanny. Grimmjow wchodzi i patrzy podejrzliwie na twoje ręce, a ty pokazujesz mu przedramiona i mówisz, że nic nie zdążyłeś nawet zrobić. Siada koło ciebie i pyta, czy to dlatego byłeś prześladowany. Kiwasz twierdząco głową, obserwując kątem oka swoje rude kosmyki.
– Dlaczego mi nie powiedziałeś?
– Bałem się, że nie będziesz chciał się ze mną przyjaźnić – odpowiadasz spokojnie, choć w środku jesteś daleki od stanu zen.
Grimmjow wygląda wręcz na obrażonego i zapewnia cię, że gdyby nie chciał to już dawno zamieniłby się z kimś na pokoje. Śmiejesz się mimowolnie, ale zaraz potem poważniejesz, patrząc mu w twarz.
– To jest właśnie problem, Jeagerjaquez. Nie chcę się z tobą przyjaźnić – oświadczasz mu, a on wygląda na śmiertelnie urażonego. W tym momencie wraca twoje stare, odważne ja. – Chcę być z tobą. Chcę móc cię całować i przedstawić mojej rodzinie. Chcę chodzić z tobą na randki i uprawiać z tobą seks. Chcę być twoim chłopakiem.
Przez chwilę masz wrażenie, że zaraz cię uderzy, lecz on całuje cię tak mocno, że prawie spadasz z krawędzi wanny. Zamiast tego on ciągnie cię na ziemię, a ty lądujesz okrakiem na jego udach. Jedną rękę wplątuje w twoje włosy, mówiąc między pocałunkami jakie są piękne, a drugą wodzi po twoim brzuchu pod koszulką. Czujesz się świetnie. Zupełnie tak, jakby właśnie przy Grimmjowie było twoje miejsce. Czujesz się jeszcze lepiej, gdy obie dłonie Grimmjowa przechodzą na plecy, a potem w stronę pośladków, zaczynając je ugniatać. Z żalem kończysz pocałunek, opierając czoło o jego ramię.
– Jesteś niesamowity – mówisz.
– Jesteś piękny – odpowiada.
Chciałbyś już od razu powiedzieć mu, że go kochasz, lecz wolisz to odłożyć na później. Nadal nie wierzysz, że możesz pociągać kogoś takiego jak Jeagerjaquez.
Tej nocy Grimmjow pokazuje ci, że możesz. Pokazuje ci też o wiele więcej. Parę nocy później pokój naprzeciwko stoi pusty, a ty przestajesz miewać koszmary.

Miesiąc później zapraszasz swojego chłopaka do swojego domu. Znowu uświadamiasz sobie, jaki błąd popełniłeś, gdy widzisz uśmiech na twarzy ojca.
– Powiedziałbym ci, że będę bronił cnoty mojego syna, ale najwyraźniej jej już nie ma.
– Nie ma – przytakuje Grimmjow z szelmowskim błyskiem w oku, łapiąc cię za tyłek. – Sam brałem w tym udział.
Jeagerjaquez jest ubóstwiany przez twoją rodzinę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz